top of page

Tajlandia - Koh Yao Noi

Po środku Zatoki Phra Nang, gdzieś w połowie drogi między Krabi a wyspą Phuket, położone są dwie niewielkie wyspy. Koh Yao Noi. Ta, która nas interesowała to wyspa północna, na której krańcu mieszczą się majestatyczne, pomarańczowe skały, obrośnięte gęstą roślinnością, strzeżone przez szybkonogie warany (trochę mniejsze od tych z Komodo, ale jak się przekonaliśmy, równie imponujące, choć zostawiają na piasku zabawne ślady godne przerośniętego kurczaka).


Aby dostać się na wyspy wróciliśmy przez Ao Nang do Krabi, skąd wraz z transportem ananasów, ogórków, kobiet w czarnych chustach (im bliżej granicy z Malezją, tym więcej tutaj Muzułmanów) i dzieci, dostaliśmy się do małego portu Talan Pier, gdzie zawartość samochodu dostawczego przepakowano na dużą łódź.

Chrupiąc zakupione na przystani świeże (surowe, nie prażone!) orzeszki ziemne, przypominające o dziwo bardziej fasolkę niż to co znamy w Europie, popłynęliśmy przez błękitną przestrzeń, mijając po drodze sterczące skaliste wysepki, zwieńczone mini-dżunglą.

Nieco zagubieni wysiedliśmy w Thakhao Pier, na Koh Yao Noi. Na dobrą sprawę, nie mieliśmy pojęcia gdzie tu są skały, gdzie szukać noclegu, w którą stronę się udać. Zrobiliśmy zatem to, co w Azji świetnie się sprawdza – wsiedliśmy do odkrytego busa, który zabierał gdzieś innych turystów. Tym sposobem trafiliśmy na południe wyspy, które okazało się miejscem turystycznym, zaopatrzonym w liczne knajpki i bungalowy.


Po zakwaterowaniu w uroczej chatce z bambusa, z daszkiem z wysuszonych liści, wypożyczyliśmy skuter i udaliśmy się na poszukiwania skał. Znaleźliśmy je, dla odmiany, na najbardziej na północ wysuniętym krańcu wyspy. Tym niemniej, jedyną możliwą opcją (jeśli nie liczyć zakwaterowania w luksusowym hotelu tuż obok) były codzienne dojazdy na pyrkającym motorbike.

Każdego ranka, jeszcze po ciemku, jechaliśmy ciepło ubrani wzdłuż wybrzeża. Stopniowo, wraz ze wschodzącym słońcem, wyłaniały się na horyzoncie zarysy skalnych wysepek. Dalej szutrowa, wyboista droga wiodła przez plantacje kauczuku, by w końcu doprowadzić do splątanej gęstwiny dżungli, która kryła w wilgotnym mroku nasze skały.

Kilka dni pobytu na Koh Yao Noi wystarczyło, by poczuć się jak poza rzeczywistością. Świeży ananas na śniadanie, kawa po drodze zawsze u tej samej uśmiechniętej Pani, pył w oczach na drodze, podejście przez splątane korzenie i liany, a u celu piękne ściany uzbrojone w olbrzymie nacieki, stalaktyty, stalagmity, draperie.

Wieczorny spacer po plaży wśród bawiących się dzieci i pracujących rybaków, smażone banany za kilka batów, nasłuchiwanie odgłosów małych przezroczystych gekonów, kryjących się w zakamarkach domów, to wszystko sprawia, że Koh Yao Noi naprawdę zapada w pamięć.



Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page